W filmie Jestem taka piękna bohaterka której największym marzeniem jest być piękną, ulega wypadkowi. Uderza się w głowę i na skutek tego zdarzenia zmienia się jej patrzenie na siebie. Nie zmienia się jej ciało, kształt twarzy ani kolor włosów, nie zmienia się zupełnie nic poza jej przekonaniem o sobie. Widzi siebie jako piękną i seksowną kobietę i nie omieszka tego mówić na lewo i prawo. Tylko jej wydaje się, że wygląda inaczej niż dotychczas, bo tak naprawdę fizycznie nic się nie zmienia, ale to właśnie wpływa na to jak o sobie mówi, jak realizuje swoje cele, jak się ubiera, jak traktuje swoje ciało. Miałam kilka odczuć i myśli:
Też chcę się tak walnąć w głowę, bo ta kobieta była jak torpeda: znalazła nową pracę, poderwała faceta, realizowała się…osiągała cele…
Czułam rodzaj zażenowania (!) gdy ona podrywała faceta mówiąc, że ma boskie ciało czy pokazywała publicznie swój nieidealny brzuch. Nic na to nie poradzę, nie wiem z czego to wynikało, czułam zażenowanie, jakiś rodzaj wstydu, niewygody…
Zazdrościłam jej, że umie być pewna siebie, odważna, zadowolona z siebie w pełni…
Żeby nie było, to jest amerykański film, co dla mnie znaczy trochę przerysowany, cukierkowy i wyidealizowany, a na dodatek z happy end’em…Ale baaardzo podoba mi się pomysł w jaki sposób reżyser pokazał to, co się dzieje w kobiecych głowach w dzisiejszym świecie….
Film bardzo ci polecam, szczególnie jeśli jestem fanką humoru Amy Shumer.